Strony

czwartek, 29 października 2015

"Zanurzać się w ogrody rudej jesieni"

...pisał Edward Stachura.

Nie wiem czy jest lepszy czas na refleksje niż piękna, polska jesień.
Liście wybarwione barwami tęczy wirują w powietrzu nieustannie i niczym najlepsi tancerze tworzą niesamowite widowisko, jak gdyby od tego, w jaki sposób się zakręcą zależała ich przyszłość. Potem upadają, ścieląc nam najpiękniejszy i jedyny akceptowany przeze mnie dywan. To zjawisko, jak również zapach grzybów i szybko zapadający zmrok zmusza mnie do refleksji.




Nic więc dziwnego, że dzisiejszy wpis będzie typowo filozoficzny.


To niecodzienne zjawisko powolnego zasypiania natury oglądam z kubkiem zaparzonych ziółek i kotem, który śpi w swoim Królestwie Pączkowym. I myślę... myślę... myślę...



W gruncie rzeczy jesteśmy podobni do liścia.
Najpierw zupełnie zieloni nieśmiało przyglądamy się życiu, by potem coraz pewniej odsłaniać swoje brzuchy na radości i smutki. Przeżywamy niejedną słotę i niejeden skwar, a potem, pod wpływem zewnętrznych zjawisk i doświadczeń zaczynamy się zmieniać, by całkiem niespodziewanie po cichutku odejść, zostawiając za sobą pewną dozę żalu, nieodkrytej tajemnicy...


Również w naszym, psim życiu nastała jesień. Od jakiegoś czasu obserwuję, jak kundliszon nabiera różnorakich barw, których nie jestem w stanie rozpoznać. Już nie jest zieloniutkim psem, którym był pięć czy sześć lat temu ani nie jest też psem o barwie dobrze mi znanej. Jest zupełnie inny. Obserwuję te zmiany z uwagą, ze spokojem, ale czasem pojawia się drżenie serca, że ten tancerz w końcu zakończy swoje widowisko i ukłoniwszy się, odejdzie ze sceny... Boję się tego. I nie, nie chcę o tym myśleć. Cieszę się z tego, co mam. Pewnie dlatego w tej chwili chcę przyjrzeć się tym zmianom zachodzącym w psie i szukać w nich piękna. Szukam też odpowiedzi na pytanie:



Jakiego koloru obecnie jest mój pies?


Szary... 

Od razu dostrzegam barwę, której do tej pory nie było. Na miejsce złotej wolności przyszedł czas szarości, której symbolem jest nasze flexi. Pies od jakiegoś czasu coraz rzadziej czuje wolny wiatr w sierści, coraz rzadziej biega nieograniczony niczym. Czy to po mieście, czy na łonie natury zazwyczaj trzymam go na flexi lub lince i to nie dlatego, że na starość wpadłam w fanaberię (choć pewnie po części też ;) ostatnio się łapię na tym, że przejmuję się tym, co wcześniej nie sprawiało mi problemu), ale przez to, że kundel zapomina nasze zasady.

Zapomina o mnie, zapomina o komendach, zaczyna mieć słuch "wybiórczy".  Zaczyna się bać wyimaginowanych strachów, ale jednocześnie czuje zew natury, ciągnie go w nieznane (nigdy nie uciekał z podwórza, a ostatnio zrobił sobie wycieczkę na własną łapę, po raz pierwszy w życiu!).

Coraz gorzej jest mi się z nim porozumieć. Ma swój własny świat,  mam wrażenie, że mam do czynienia z alientem, który przyleciał na Ziemię dla własnych celów niż z psem, którego znam te 7lat...

Dodatkowo zaczyna niedowidzieć: cieszy się na wymyślone postacie, na worek po drugiej stronie ulicy, zaczyna nie poznawać ludzi.

 

Niebieski...

"Posmyraj pieska!"
...typowy kolor dla ludzkiego niemowlaka, bo Gamoń z roku na rok jest coraz większym szczeniaczkiem. Coraz bardziej otwartym na ludzi. Ten nieufny, zdystansowany do otoczenia pies, niewpuszczający obcych do domu, w tej chwili reaguje na każdego entuzjastycznym machaniem ogona i szaleńczymi tańcami. (*O MATKO LUDZIE, LUDZIE, KOCHAM LUDZI, CAŁY ŚWIAT, POPATRZCIE TU JESTEM, HALO, TU JESTEM. BUZIAKA? NIE? TO I TAK DAM! KOCHAM LUDZI!*). Ten sam pies, który miał problem z obcymi na podwórzu, nieprzekupny za nic, teraz sprzedałby się za głupie "jaki śliczny!", a moim oczom ukazuje się obrazek, jak pijak wchodzi na nasze podwórze ku radości psa i razem się bawią.

Tak, to ten sam pies, który jeszcze z dwa lata temu odgryzłby NIEPOWIEMCO pijakom i pluł na podejrzanych gości. Tak, to ten sam pies, który na spacerze tolerował ludzi tylko dlatego, że tak pańcia każe (z wyjątkiem dzieci: do nich zawsze "czuł miętę").
W tej chwili cały świat jest dla niego wspaniały.
Każdy pies.
Każdy kot.
Każdy człowiek.

Ciągnie do psów, piszczy i fiskuje, gdzie do tej pory, po etapie *ZGIŃ, PRZEPADNIJ SIŁO NIE CZYSTA* czy *ŁAPY Z D***POWYRYWAM* reagował co najmniej grzecznym zainteresowaniem, uprzejmą tolerancją. Owszem, niektóre pieski lubił, z innymi się nawet zaprzyjaźnił, do suczek odnosił się z niższością, ale inni samce byli fuj i widok bawiącego się kudłacza z innym psem należał do rzadkości.

A obecnie? Obecnie pies jest niebieski. Pobratymcy wywołują u niego spazmy, łkania, tęsknoty, jojczenie na pół dzielnicy, bunty głodowe i minę biednego pieska, bo niedobra pańcia zabroniła przyprowadzić drugiego pieska do domu... Nawet niegdysiejszego wroga...
A jak już mu pozwolę na kontakt z innym psem to od razu dupka w górę i latają jak gówniarze, przewalając się, goniąc, wydając dźwięki zarzynanych świnek... Z każdym psem się bawi. To niezwykłe. MÓJ PIES SIĘ BAWI. ON!

'


Czerwony...

Jednak pies nie jest obecnie uosobieniem spokoju. Z prostego powodu: on nie jest typem luzaka. Jest wydelikaconym histerykiem, panikarzem z wyimaginowanymi strachami, bardzo łatwo go wyprowadzić z równowagi. 

Staje się coraz mniej przewidywalny (a powinno być odwrotnie, prawda?) i łatwo go wystraszyć, co wywołuje u niego chowanie się za moje nogi z miną *MAMO, BIJOM. UMRZEMY!* I coraz częściej muszę go "ratować", "uspokajać" i mówić, że to tylko zły sen... 

Nie ma też cierpliwości do brutalnych szczeniaków (nigdy nie miał), większość szczeniaków najzwyczajniej w świecie go męczy i ma ich dość. Jednak coraz rzadziej ich sobie ustawia siłą, jak miał w zwyczaju (bo wie, że ich coraz mniej), raczej już coraz bardziej kuli się i ucieka do mnie po po pomoc z miną *Mamo, zrób coś...*. Jak nie zrobię, piesek popada w apatię, staje się smutny, niekochany, usunięty i jeszcze bardziej staje się obcy. I jeszcze bardziej staje się histerykiem, jeszcze bardziej wyczuwa zewsząd niebezpieczeństwo. 

To już nie ten sam pies, który umiał sobie poradzić zębami, ładnie ustawić chamów. On teraz stał się chłopcem do bicia...


I do tego boi się przerwania rutyny. Coraz gorzej znosi jakieś opóźnienia i zmiany, łatwiej popada w frustrację, on czuje się bezpiecznie, gdy wszystko jest na właściwym miejscu.

Unika tłumów, unika chaosu, tęskni za spokojem.

 

Rushoffy... 

Uwalił się na zakazanym kocyku, bo... pachnie pańcią
...bo piesek robi się na słodziaka. Tak samo, jak kocha cały świat i tak samo, jak jednocześnie jest we własnym świecie na spacerze, tak równie jest kochanym misiem do tulenia w domu. 

Coraz gorzej znosi samotność. Wrócił do nas lęk separacyjny, a pies pcha się do domu i gdyby mógł, spędziłby w nim całe życie. Nie lubi samotności, boi się jej. 

Ciągle chciałby być głaskany, ciągle domaga się potwierdzenia, że się go kocha. Ciężko jest wyjść z domu, bo pies ciągle przewraca się do góry kołami tuż pod samymi nogami na zasadzie *TYLKO MNIE KOCHAJ*

W domu jest cieniem, choć nie był. Pcha łeb w rękę, łasi się niczym kot i jojczy, gdy ktoś na niego nie patrzy. On taki nie był... owszem, lubił czochrańce, owszem był przytulakiem, ale opanowanym. Jak mówiliśmy "Już, koniec" to szedł do siebie i był względny spokój. Nie był moim drugim cieniem. A teraz wielka tragedia się dzieje, gdy zniknę mu z pola widzenia, bo on przecież chciał mi powiedzieć, jak bardzo mnie kocha...


I do tego pcha się na łóżka. Ma swoje jedno, własne, ale obecnie pcha się przede wszystkim na moje. Przez prawie 7lat pojmował, że tego nie toleruję i była zgoda. Spał obok wyrka, ale nie wszedł bez pozwolenia. Teraz, jak go wygonię, piesek idzie z miną sponiewieranego psa i ze stresu wygryza sobie sierść na łapach - bo przecież już go wydziedziczyliśmy... Wystarczy zwykłe, spokojne słowo "zejdź", by zranić pieska. Stał się strasznie miękki...

Dlatego teraz muszę uważać na to co mówię, jak mówię i być delikatniejsza.


Kochasz pieska? Czy już nie kochasz?

Czyli jak wygląda u nas jesień?

Pies jest infantylny, bardziej rozhisteryzowany, wystraszony światem i bardziej związany ze stadem. Ciągle potrzebuje potwierdzenia, że się go kocha (szuka go nawet wśród obcych ludzi) i że się z nim jest. Na miejsce starych, wyuczonych, dobrze mi znanych zachowań, pojawiły się nowe, obce. Trochę to pewnie wynik poluźnienia zasad (które zawsze pamiętał, a teraz powtarzanie ich idzie nam jak krew z nosa), ale przede wszystkim pewnego rodzaju strach przed odrzuceniem. On boi się być sam, boi się wydziedziczenia, bo... bo nie jest już najmłodszy. W pewnej części dlatego, że nie ma już doskonałego wzroku, czuję jesień swego życia. Może też dlatego, że w naszym świecie pojawił się Kurzyk: młody osobnik, z których co prawda mocno się zżył, ale wszedł do naszego stada i żyje blisko nas. I jest młody, a on, stary wyga - nie najmłodszy.

Po prostu odkąd wszedł w jesień, jest bardziej strachliwy, bardziej miękki, jakby był gotów w każdej chwili usunąć się, gdy będziemy tego sobie życzyli...

Obserwuję też jak piesek, mimo swoich chęci, nie może ze mną biegać. Coraz mniej ma sił, coraz mniej może... Coraz więcej go ogranicza. Fizycznie. Duchowo nadal jest młodym gońcem, zwariowanym psem, który podejmie się z entuzjazmem kolejnych wyzwań: to canicross, to bieganie przy rowerze, to długie wypady do lasu, ale... on nie może. Coraz częściej mięśnie bolą, coraz częściej potrzebuje postojów i przerwy. I on tego nie rozumie, swoimi pytającymi oczami patrzy na mnie z miną *JAK TO KONIEC?*, ale jak zmuszę go do odpoczynku to legnie się, ciężko oddycha, na jego pysku maluje się ulga.

Pies nie jest teraz lepszy ani gorszy. Jest po prostu inny i będę robić wszystko, co w mojej mocy, by był szczęśliwy. Na razie go poznaję na nowo, szukam tej harmonii, która została zburzona przez jesień, ale gwarantuję: że jak ją znajdę to dam z siebie wszystko, by mój tancerz jak najdłużej wirował na wietrze spokojnie, radośnie, korzystając z życia garściami... A teraz się uczymy siebie od nowa.


4 komentarze:

  1. Jak ja lubię takie rozmyślenia :D
    Mnie jesień również porwała, uwielbiam oglądać spadające liście i ten dywanik - ahhh <3 Coś cudownego. Jedyną wadą jest to, że nie mogę się nacieszyć tym widokiem należycie. Jest tyle miejsc, gdzie jesień to coś ponadpięknego.. Trzeba się zadowolić widokiem wsi :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, bo myślałam, że oszalałam do reszty :p
      Dlaczego nie możesz się tym nacieszyć?

      Usuń
  2. Każdy z czasem się zmienia i trzeba nauczyć się żyć razem na nowo :)
    Chociaż dziwi mnie, że w Morusie zaszło aż tyle zmian i zmienił się tak bardzo, że musicie poznawać się na nowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, mnie też to dziwi.

      Jasne, wszystko nie nastąpiło nagle, jesień jedynie zachęciła mnie do sporządzenia notatki z tych obserwacji ;).

      Np. na przyjacielskość narzekam od dłuższego czasu, mam wrażenie, że po okresie buntu zaczął nam łagodnieć. I tak od jakiś 2lat wpuszcza nam obcych do domu, chętnie oprowadza po domu i coraz bardziej ma w nosie stróżowanie - już go tak nie kręci.

      Od jakiegoś czasu obserwowałam na spacerach, że zaczyna interesować się ludźmi, od 3lat na nikogo nie pokazał ząbków, a odkąd miałam tymczasy to mocno ciągnie go do psów. Itd.

      Jednak ostatnio to się wzmocniło, zwłaszcza że często ciągnie do obcych, myśląc że to nasze stado. Jak ktoś psiolubny to da sie obwąchać i wówczas pies w szoku, że to nie "nasz człowiek". Chwilę postoi tak w szoku, po czym wraca do swoich zajęć, totalnie zlewając człowieka. Jednak fakt, teraz naprawdę mocno jest spragniony relacji z ludźmi, chciałby sie z każdym przywitać, taki dzieciuch z niego ;p

      Mam wrażenie, że ten proces zmian przyspieszyły nam doświadczenia jako DT - bo chcąc nie chcąc, musiał polubić inne pieski. Chcąc nie chcąc, kundel zszedł na dalszy plan. A potem znajomość z białą krową, opieka nad Azorem - psy musiały się dzielić mną, w pewnym momencie poczułam, że Morus staje się inny. To wszystko wpłynęło na to, że teraz jest psem innym, troche bardziej wyobcowanych, trochę większą glizdą, trochę większym histerykiem. Jednak nadal jest to ten sam pogodny, kochany pies ;).

      Usuń