Zapraszam Was na jesienny miszmasz :).
1). Sezon jesienny rozpoczęty został od masy paczek, paczuszek, liścików dla mojego stada. Muszę Wam przyznać, że choroba gadżetomaniaka zaczyna żyć własnym życiem, przestaję mieć nad nią kontrolę. Z prostego powodu: przy comiesięcznych zakupach mokrej karmy, zawsze muszę do koszyka dorzucić jakiś "drobiazg", który na pewno się przyda. Dodatkowo ostatnio wygrałam koci konkurs (pierwszy raz startowałam w konkursie :D) i przyszła wielka paka dla mruczka. W efekcie zarówno kocie, jak i psie pudełko niespostrzeżenie robi się coraz pełniejsze. Obiecuję Wam, że jak znajdę tylko czas, na blogu zajrzymy do tych pudełek ;).
(to tylko jedna, mała paczuszka! :D a w tle, psia półeczka, z której wręcz się wylewa) |
3). Już za tydzień znowu czeka mnie biało-czarne wyzwanie. Doświadczenie tym ciekawsze, że białas ma coraz ciekawsze pomysły (bo odkleja się już od maminego cycka) i jest żywiołem, wymagającym uwagi 24/7, a Morus ostatnio jest jeszcze większym histerykiem i ma 100 pomysłów na siebie na spacerach (więc również wymaga uwagi 24/7). Czy dam sobie radę? Czy wszyscy wyjdą z tego cali? Nie wiem, przekonamy się wkrótce.
Tym razem zalinkowany będzie czarnuch... |
4). "Człowiek planuje, Bóg się śmieje" - ostatnio wspomniałam na psim forum, że muszę skupić się na psie, przypomnieć mu zasady panujące w naszym domu po to, by wybić z łebka pomysły takie, jak wycieczki na własną łapę... taaa, planuj człowieka, planuj. :D Ledwo to sobie zaplanowałam (oraz spacery z psiarzami), a dopadł mnie wirus. Choruję raz po raz, w tym tygodniu rozłożyło mnie na dobre, dlatego kot nieco zdziwiony sprawdza co rusz czy żyję, a piesek cierpi na brak ruchu. Mówi się trudno, choroba nie wybiera. Szkoda tylko, że przychodzi zawsze, gdy jest piękna pogoda... Dlatego fot jesiennych nie mamy. Jedynie tyle, co dzisiaj zdołałam pstryknąć na naszym cudownym ogrodzie. Jednak po niedzieli już będę żyć i plany zostaną zrealizowane, obiecuję! :)
Chorujemy. Z mamą :) Czy to nie słodkie? |
5). Wróciłam do biegania. Biegałam wieku temu, potem przerzuciłam się na rower, a teraz chciałam zmian. Postanowiłam więc na nowo pogodzić się z legginsami i reebokami (w końcu studniówka niedaleko ;) ). Moja kondycja leży i płacze, więc na pocieszenie zaczynam ten trudny powrót w towarzystwie psa. Dopóki na nowo nie poczuję sił w nogach i dopóki na miejsce pokracznego tańca plątających się nóg nie pojawi normalny bieg to Gamoń jest moim wytrwałym kompanem. Potem mam zamiar w końcu brać na treningi canicross Azora, w końcu to młody, niewybiegany pies, który od zawsze ma smykałkę do tej dyscypliny sportu. Oczywiście taki jest plan, bo w realu pierwszy trening okazał się męką, po czym rozchorowałam się na dobre ;D. Ale o nie, ja się nie poddam. Jak tylko wyzdrowieję, biorę się za siebie! Pełna powaga!
I tak już na koniec...
Mam nadzieję, że faktycznie choroba odpuści, bo strasznie mi się tęskni za spacerami w nieznane. Zwłaszcza, że dzisiaj piesełek do mnie przyszedł i siadł naprzeciwko mnie z miną:
*To jak, gotowa na przygodę?*
A ja biedna, cóż mogłam mu odpowiedzieć? Że słaby zawodnik ze mnie i po jednym bieganku się rozchorowałam? Dobre sobie. :D
Uciekaj ode mnie wstrętna chorobo, bo psem poszczuję!
Ten punkt pierwszy to jakbym siebie czytała XD Ale zakupy w internetowych zoologicznych robię już tak jak zakupy w markecie - PROŚCIUTKO do tego co chcę, wrzucam do koszyka a potem NIE ROZGLĄDAĆ SIĘ NA BOKI i pędem do kasy! :D
OdpowiedzUsuńChorowania szczerze współczuję :/ Ja tego nienawidze podwójnie - w zeszłym roku biegałam z gorączką z psem, na trzaskające mrozy na szybką kupę i siku (na szczęście sucza kumata, czuła i załatwiała się szybko a potem razem ze mną wygrzewała chorobę w łóżku). Uroki posiadania psa w systemie single lady :D
Zazdroszczę Ci wytrwałości, mnie zawsze kuszą promocyjki, nowinki i długo stawiać oporu nie potrafię. Bo te rzeczy tak sobie wiszą na stronie i się paczą :D
UsuńTeż nienawidzę być chora, zwłaszcza, gdy człowiek lata to tu, to tam, nie ma czasu na nic. A tu co? Skrada się to to i rozkłada na części pierwsze człowieka. Kot nie narzeka, bo pani jest w domu (ma lęk separacyjny), pies przez pierwsze dni nie narzeka, bo codziennie sprawdza czy już zmartwychwstałam i korzystając z mojej pozycji leżącej pcha łeb do czochrania. Jednak po paru dniach wstaje i mówi "Matka, ogarnij się, chce do lasu".